• » RiderBlog
  • » ziolacz
  • » Jak to się zaczęło, czyli czemu pasją Ziołacza są motocykle i ogólnie pojęta motoryzacja?
Najnowsze komentarze
No i wyszło ziółko z worka... P...
Haha, a czym dla ciebie jest wolno...
"...bandy kretynów, którzy zdemolo...
@ EasyXJRider - dzięki, wiem, że k...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

06.11.2013 14:22

Jak to się zaczęło, czyli czemu pasją Ziołacza są motocykle i ogólnie pojęta motoryzacja?

Kiedyś, gdy byłem jeszcze małym chłopczykiem z długimi kręconymi włoskami i wyglądałem jak dziewczynka, miałem pewną ulubioną reklamę. Była nią reklama Renault Clio I generacji, którą oglądałem z ogromną fascynacją, za każdym razem wydzierając się "nono kio" :) Widok całkiem ciekawy, gdyż chłopiec, który ledwo co mówił "mama" i "tata", siedząc z cumelkiem w buzi, już potrafił wypowiadać mniej więcej poprawnie nazwę samochodu. Do dzisiaj opowieść ta rozmiesza moich rodziców i dziadków, czym im się nie dziwie, bo przecież które normalnie dziecko tak robi?

Moje zainteresowanie motoryzacją było tym większe, że mój tata był pilotem kierowcy rajdowego w owym czasie i byłem przesiąknięty całą tą zajawką. Oczywiście, uczestniczyłem w rajdach jako widz, trzymając mamę za rękę i czekając na mecie na powrót taty.
Kierowcą, z którym jeździł mój tata był pan Makówka, niektórzy mogą znać. Człowiek o niebywałym talencie, ale jeszcze większym, niestety pociągu do alkoholu i imprez. Szkoda, bo mógł być dzisiaj jakimś na miejscu innych wielkich w rajdach. Do dzisiaj mam zdjęcia z rajdu żubrów i pamiętam te dni, bo jak mógłbym je zapomnieć? :)

Kiedy miałem jakieś 5 lat, dziadek zabrał mnie na ogródki działkowe. Pojechaliśmy tam autobusem. Patrząc za szybę wymieniałem raz po raz, nazwę każdego samochodu, który widzieliśmy na ulicy. Nie tak dawno, dziadek przypomniał tą sytuację, śmiejąc się, że "pamięta, jak taki mały skubaniutki jechałem z nim autobusem i wymieniałem nazwy wszystkich samochodów".

Motocykli w tym czasie było mniej, ale były, a jeden z nich miał sąsiad mojej babci, Paweł. I tak zaczęło się moje zainteresowanie motocyklami. Paweł miał jakiś model hondy z początku lat 90, dzisiaj nie potrafię sobie go przypomnieć, ale pierwszy raz widziałem go gdy miałem 8 lat i wracałem z mamą ze szkoły. Podjechał tym motocyklem, oczywiście z odpowiednim brzmieniem i wywarł na mnie nie lada wrażenie. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, ale zasiał się w moim małym serduchu, bakcyl motocyklowy, który odpalił kilka lat później w moim pokoju na 4 piętrze bloku mieszkalnego.

Niektórzy mogą pamiętać karty z samochodami i motocyklami, które można było kupić za kilka złotych w kioskach i sklepach z zabawkami. Były na nich podstawowe informacje, jak pojemność, moc, waga, osiągi no i oczywiście nazwa pojazd wraz ze zdjęciem. Traf chciał, że mój wujek pracował w Treflu, który wydawał te karty i od czasu do czasu, z resztą na moją prośbę przynosił mi te, których nie udało mi sie kupić. Łącznie kart miałem ok. 500, dzisiaj niestety zostało mi z nich niewiele, a szkoda. Potrafiłem, siedzieć i oglądać te karty studiując dane na nich zawarte. Nie było jeszcze tak powszechnego internetu, więc skądś musiałem czerpać wiedzę o motoryzacji. Oczywiście do tego dochodziły resoraki itp, którymi chyba każdy się bawił.

Jednak samochody samochodami, ale dlaczego motocykle? Moją pasję, oprócz sasiąda mojej babci, uruchomiły przeloty na głównej ulicy pod moim domem. Pierwszy raz, usłyszałem dźwięk wysoko kręconego motocykla gdy miałem jakieś 12 lat. Przebudziłem się w nocy i przez otwarte okno, wraz z ciepłym letnim powietrzem, wdarł się ten dźwięk, który powodował, że gęsia skórka przelatywała po całym ciele, a całą senność zabrał dreszcz emocji. Wstałem szybko do okna i zobaczyłem dwa ścigacze lecące drogą cały czas oscylując w okolicach czerwonego pola. Zakochałem się, w tym dźwięku, widoku, a później w zapachu szybko spalanej mieszanki powietrzno-paliwowej wyrzucanej przez sportowe wydechy. Kończąc podstawówkę, wracałem w okolicach garażu Pawła, który miał już wtedy 2 motocykle, turystyczną hondę i CBR 1100XX Super Blackbird - motocykl z rozkładówek gazet, o dźwięku nie do opisania i przyspieszeniu, które sprawiało, że szyja bolała, a oczy chciały wypaść z oczodołów. Pamiętam, gdy raz wracając wyjeżdżał z garazu i odkręcił na prostej, na tyle mocno aby dźwięk przeszył okoliczne bloki. Wśród okolicznego zbulwersowania, szedł nastolatek z bananem na pysku - czyli ja.

Całe gimnazjum starałem się namówić rodziców na kupno skutera, jednak mój tata po 3 wypadkach swoich kolegów, w tym jeden śmiertelny, a drugi ze skutkiem do końca życia, nie był skłonny mi go kupić, pomimo, wyrobionej karty motorowerowej. Patrząc z dzisiejszej perspektywy nie mam mu tego za złe, bo bardziej zawsze docenia się coś, co kupimy sami. Tym bardziej, że sama karta nie czyniła ze mnie motocyklisty. Do tego potrzeba jeszcze umiejętności i wiedzy. Wiedzę zacząłem zdobywać w wieku 16 lat, czytając różnego rodzaju publikacje i gazety, a także portale internetowe. Wtedy zacząłem też uczeszczać do technikum i już wtedy byłem wiernym fanem Ostrej Jazdy z Krakowa, których miałem okazję niejednokrotnie już podziwiać. Można uznać, że to nie jest dobra ścieżka rozwoju, ale cóż, nie miałem jeszcze wtedy 'motocyklisty doskonałego' ani 'twist of a wrist', więc pasję rozwijałem oglądając ich w akcji i podziwiając innych, którzy jeździli. Niestety, wiązało się to z jednym problemem, co raz większym pociągiem do tego aby w końcu się przejechać, dorosłym motocyklem.

I wtedy, w technikum, w 1 klasie, podczas jednego ze spotkań motocyklistów, zauważyłem kolegę i jego Yamahę R6. Ooo.. Już widze gromy, które na mnie zlatują. Od razu mówię, jeździłem już MZ ETZ 251 więc wiem co to MOC ;) nie no to jest żart oczywiście. Jednak, ponieważ byliśmy na zamkniętym placu, więc kolega pozwolił mi popykać na 1. Wrażenia nie do opisania, wsiadłem i byłem podniecony jak bym wygrał kumulacje w lotto. Odpalam, dźwięk przeszywa moje ciało, znów te ciarki, sprzęgło i jedynka. Powoli ruszam, ówcześnie poinformowany przez kolegę co i jak się robi. Delikatnie operuję gazem i robię kilka przejazdów tam i z powrotem. Coś pięknego. Uśmiech na twarzy i drżące ręce. W końcu zatrzymuję się, luz, nóżka i gasimy. Wracając do domu już wiedziałem - od razu po 18 robie prawko i zbieram na motocykl. Oczywiście taki jak ten kolegi. Zmieniłem zdanie dosłownie kilka dni później... Dlaczego? Najpierw kolega mnie przewiózł, a później sam rozpędziłem się troszkę na zamkniętym odcinku autostrady... Nie wrzuciłem 2 i nie musiałem, bo i tak to już było za wiele jak na moje liche umiejętności. Motocykl wrócił do właściciela nie tknięty, jednak poczułem, co to znaczy sportowe 600 powyżej 8 tys obrotów... I podziękowałem :)

Jednak pasja urosła we mnie, bo uczucie jazdy jest niesamowite. Nie ma nic przyjemniejszego niż jeżdzenie, przynajmniej dla mnie i jak chodzi o rzeczy, które robi się samemu ;)

W wieku 18 lat tak jak planowałem zrobiłem prawo jazdy kat. A. Kurs sam w sobie poszedł spokojnie, z resztą tak jak i egzamin, zdane, więc jestem już MOTOCYKLISTĄ! Oczywiście, wtedy już byłem całkiem dobrze wykształconym człowiekiem, jak chodzi o teorię jazdy na motocyklu. Nie myślcie, że jestem z tym w klapkach koszulkach i krótkich spodenkach na R1. Odpowiednie lektury, filmy i opowieści, ukierunkowały mnie w odpowiednim kierunku i powiedziałem: najpierw strój, potem motocykl.
Moim marzeniem od dłuższego już czas jest kupno Suzuki GSX-R 600 od modelu k6 do k9. Zakochałem się w ich wyglądzie, prowadzeniu, dźwieku, mimo, że obcowałem z jedną k7 przez kilkanaście minut, ale wystarczyło. Więc od 18 roku życia, zbieram na mój wymarzony motocykl i myślę, że już w przyszłym roku go kupię, gdyż wszystkie znaki na niebie i ziemii wskazują, że tak się stanie. Trzymajcie kciuki ;)

A jak na razie, LwG i zachęcam do dyskusji o Waszych początkach :)

Zioło

Komentarze : 2
2013-11-06 16:02:29 Zioło600

@sniadanie
Ee tam do atomu to jeszcze długa droga ;) Gdybym kupił nowe Panigale Superleggera to może i byłbym Atomowym Zioło ;)
Hahah, jak bakcyl odpalił to masz racje, sąsiedzi obawiali się o stan budynku ;)
Dokładnie, na moim tak samo. Był tylko Paweł, który od małego upalał zawsze jakieś motocykle, miał je po ojcu, również pasjonacie. Poza tym, kilka dosłownie sztuk MZ-tek, Jawek, tak jak u Ciebie. Dzisiaj to już inna rozmowa, kiedy tam wracam, motocykli jest masa. Inne czasy i w sumie ten widok cieszy :)

2013-11-06 15:56:06 sniadanie

Po zakupie wymarzonego motocykla będziesz musiał chyba zmienić ksywkę na Atomowe Zioło. :-)
Chyba nie chciałbym być Twoim sąsiadem na czwartym piętrze, kiedy bakcyl ostatecznie odpalił. Musiało być głośno.
W czasach dzieciństwa na moim osiedlu było niewiele motocykli - kilka MZ-tek, jakaś Jawa 350. I pewna piwnica, w której kumple składali do kupy kupioną za grosze powypadkową MZ-tkę 251, o której wspomniałeś. Siedziałem tam z nimi i patrzyłem jak się odradza. Z kolei wujek na wsi miał Komarka, którego mile wspominam.

  • Dodaj komentarz

Tagi

1 listopada (1), bezpieczeństwo (1), Motocykle (1)

Archiwum

Kategorie